Od razu wspomnę, że w niniejszym zestawieniu pojawią się tylko tytuły, w których zombie rzeczywiście stanowią trzon rozgrywki. Odpadają więc wszelkie Call of Duty, czy Fallouty, gdzie albo zombie pojawiają się w jednym z trybów, albo są wyłącznie jednym z przeciwników i nie kręci się wokół nich świat.

Po drugie pragnę zaznaczyć, że nie są to koniecznie gry najlepsze, ale przede wszystkim takie, o których warto z jakiegoś powodu wspomnieć. Gotowi?

10. Land of the Dead: Road to Fiddler's Green

Ha, kto z Was o tym słyszał? Zapewne wiele osób z tym tytułem ma do czynienia dopiero teraz. I nic dziwnego - gra nie zdobyła wielkiego rozgłosu, bo już w momencie swojej premiery, w 2005 roku, była zwyczajnie średnia.

Dlaczego więc o niej piszę? Bo jest to produkcja stworzona na licencji filmów George'a Romero, ojca popkulturowości zombie, który swoją "Nocą żywych trupów" wbił nam do głowy taki, a nie inny obraz nieumarłych. Jeżeli zatem uważacie się za wielkich fanów twórczości tego pana, to Land of the Dead: Road to Fidler's Green może okazać się całkiem niezłym przerywnikiem od poważnych gier.

9. Stubbs the Zombie in the Rebel Without a Pulse

Odwrócenie zasady, że zombie jest "tym złym", którego trzeba za wszelką cenę zniszczyć. Co prawda umarlaki w tej wersji nie stają się nagle porządnymi obywatelami, bo wciąż mają ogromną chrapkę na mózgi, ale tym razem to gracz wciela się w jednego z zielonych panów.

Gra zawojowała serca graczy właśnie przełamaniem pewnego schematu i dzięki temu wbiła się do naszej świadomości. Nie wyglądała pięknie, nie miała wspaniałej fabuły ani nie starczała na długie godziny, ale możliwość oderwania sobie głowy (albo ręki), by przejmować nią kontrolę nad przeciwnikiem to chwyt bardzo rzadko spotykany.

8. Plants vs Zombies

Kolejna "nietypowa" produkcja. Tym razem dowód na to, że grę o zabijaniu zombie można okrasić kolorową, ręcznie rysowaną grafiką, a jako przeciwników umarlaków postawić... rośliny. I grzyby.

Plants vs Zombies odniosło niewyobrażalny sukces wbijając się w jedną z pierwszych fal, którymi gry casualowe zaczęły podbijać rynek. Pamiętam, że do tej produkcji zasiadłem niedługo po skończeniu świetnego Puzzle Quest i przez chwilę myślałem, że do hardkorowego grania ciężko będzie mi wrócić.

Plants vs Zombies to świetna produkcja dla tych, którzy nie mają czym zapełnić niewielkich kawałków czasu. Zabawa zarówno na 10, jak i 100 minut.

7. The House of the Dead (seria)

Tytuł już nieco zapomniany, bo Sega święciła z nim triumfy w czasach świetności automatów znanych nam głównie z nadmorskich kurortów. Niemniej warto o nim wspomnieć, a i on sam ostatnio też próbował do naszej świadomości powrócić dzięki odsłonie Overkill, która pojawiła się początkowo na Wii, by później trafić także na PlayStation 3.

Gry z serii The House of the Dead to klasyczne "celowniczki", czyli shootery "na szynach", gdzie nasza postać przemieszcza się niezależnie od nas, a zadaniem gracza jest jedynie przesuwanie celownika po całym ekranie i eksterminacja kolejnych fal przeciwników.

6. Dead Island

Tej produkcji chyba naszym czytelnikom przedstawiać nie trzeba. Jeszcze dosyć świeża produkcja, która swojego czasu nieźle namieszała na rynku pokazując, że można jeszcze stworzyć FPS-a z ciekawym systemem walki, który nie polega na ciągłym wciskaniu jednego przycisku i machaniu dowolną teksturą naciągniętą na model pałki, jak to ma miejsce np. w Skyrim.

Mimo kilku niewątpliwych wad Dead Island jest produkcją, którą cały czas z czystym sercem polecam chociażby poznać, by wyrobić sobie na jej temat własne zdanie. Otwarty świat, masa zombie i świetny tryb kooperacji to wszystko, czego tygrysy chcą najbardziej.

5. Dead Rising (seria)

Zrób coś z niczego i pokonaj hordy zombich! Gra z ogromnymi pokładami humoru i niespotykanymi nigdzie indziej możliwościami łączenia przedmiotów w śmiercionośne bronie. Wiosła do kajaka z piłami łańcuchowymi na końcach to tylko jeden z przykładów kreatywności, jaką popisali się twórcy tej gry, by dać nam masę frajdy.

To właśnie spora doza humoru, jaka przebija się przez gry z serii Dead Rising, a także wysoki poziom dopracowania samych gier sprawia, że po prostu nie mogę Wam nie polecić sprawdzenia chociażby Dead Rising 2 albo samodzielny dodatek w postaci Dead Rising 2: Off the Record.

4. Day Z

O tej grze swojego czasu było bardzo głośno, mimo że nie jest to jeszcze w pełni samodzielna produkcja. Dlatego też nie mogła wylądować wyżej, a zapędy ku temu ma. Day Z to w skrócie symulator życia na wyspie opanowanej przez nieumarłych, na której znajdują się też dziesiątki innych graczy. Wymaga to zupełnie innego podejścia, każąc zapomnieć o zasadzie "byle do przodu".

Day Z to survival pełną gębą, gdzie musimy dbać nie tylko o to, by nie zostać ugryzionym, ale także by mieć co jeść, pić i jeść. Warto mieć tu także zaufanych ludzi. W postapokaliptycznym świecie najwyższym dobrem są rzeczy, które właśnie możesz mieć w plecaku.

3. The Walking Dead

Ot, przygodówka z topornym sterowaniem i bez nadmiaru szybkiej akcji. Ale to tylko pozory - oparta na znanym komiksie i serialu gra zaskoczyła graczy i recenzentów na całym świecie. Czym? Wyborami.

The Walking Dead to obecnie jedna z niewielu produkcji, w której rzeczywiście czuć i widać konsekwencje podejmowanych przez nas wyborów. Tutaj mamy wpływ nie tylko na to, czy ktoś będzie się do nas odnosił miło, czy nie, ale także na to, którzy bohaterowie dożyją do dalszych etapów rozgrywki.

Cel-shading sprawia, że tytuł ten nie będzie się szybko starzał, ale nie ma co zwlekać. The Walking Dead naprawdę warte jest wydanych na nią pieniędzy, a teraz można wyrwać cały sezon naprawdę tanio - ale trzeba się spieszyć.

2. Resident Evil (seria)

O Operation: Raccoon City już zapominamy, Resident Evil 6 możemy pominąć (chociaż w gruncie rzeczy to udana produkcja) i powoli dojdziemy do serii gier, która jest chyba największą ikoną konsolowej i komputerowej eksterminacji zombie.

Resident Evil to przede wszystkim klimat. Japoński styl pisania fabuły czuć w grach z tej serii na każdym kroku, a jednocześnie scenariusz nie jest wielce skomplikowany. Seria ta pojawiła się bodaj na każdej możliwej konsoli od czasów pierwszego PlayStation, łącznie z Nokią N-Gage.

Chroniczny brak amunicji, "tetris" w inwentarzu i brak możliwości strzelania w trakcie chodzenia - przecież zna to każdy z nas.

1. Left 4 Dead (seria)

Mimo iż wyżej napisałem, że mowa tu o serii gier, to dla mnie najlepszą grą z umarlakami w roli głównej jest bez wątpienia Left 4 Dead 2, sieciowa kooperacyjna strzelanka, w której wcielić się możemy zarówno w ocalałych, jak i nieumarłych. Pod każdym względem była lepsza od swojej poprzedniczki.

Świetnie przemyślane mapy, dające ogromną frajdę scenariusze i tryby gry dopasowane do oczekiwań graczy - to wszystko znajdziemy w L4D. Jeżeli dorzucić do tego fakt, że gra wciąż wygląda nieźle, jest cały czas wspierana przez twórców i moderów, a do tego serwery nie świecą pustkami - zachęcam gorąco.