The Last of Us jest oczkiem w głowie Naughty Dog. Postapokaliptyczne pożegnanie z PS3 zastąpiło czwartą część serii Uncharted, które już w zwieńczającej trylogię odsłonie wydawało się trochę wypalone. Wciąż bawiło, urzekało grafiką i rozśmieszało humorem, ale mimo kilku dobrych pomysłów nie przebiło epickiej "dwójki". Nathan Drake został więc chwilowo odstawiony na boczny tor i nic na nie wiadomo na temat ewentualnej kontynuacji. Ale może to i lepiej, bo po latach przerwy głos zabrało wreszcie Square-Enix, które od 2009 roku posiada Eidosa, który to z kolei ma w portfolio Tomb Raidera.

Marka ta na przestrzeni lat mocno się pogubiła, potem została rozjechana przez Uncharted, teraz jednak role się odwracają. Lara Croft prezentuje poziom, o jakim nie śnili najwierniejsi fani pani archeolog. Choć tomb raiderowy "beton" może nie podzielać mojego entuzjazmu, bo Lara przeszła prawdziwą metamorfozę.

Tomb Raider z 2013 roku nie ma wiele wspólnego z pierwowzorem sprzed 16 lat. Nie wcielamy się w doświadczonego łowcę skarbów, a nieopierzoną panienkę, która nie przepada za buszowaniem po grobowcach (sic!) i szanuje piąte przykazanie. Jakby tego było mało, Lara sporo straciła ze swojego kiczowatego seksapilu. Tandetne, lateksowe wdzianka zastąpiły proste spodnie i bluzka, a monstrualne cycki - malutkie jak na hollywoodzkie standardy piersi. Dzięki tym zabiegom bohaterka stała się bardziej ludzka. Została taką dziewczyną z sąsiedztwa, a jej nowy wygląd dobrze koresponduje z zarysowanym charakterem. Bezbronna, bita i obmacywana, z czasem uwalnia się od swoich oprawców i zamienia w myśliwego. Przyspieszony kurs przetrwania wypada rewelacyjnie - twórcom udało się pokazać (r)ewolucję jej osobowości i zarysować kluczowe dla psychiki momenty.

Pierwszy raz Lary pierwszy raz na ekranie

Jednym z tych momentów jest pierwsze zabójstwo. W obronie własnej, ale jednak. Lara przechodzi małe załamanie nerwowe, niemal wypłakuje się przez radio swojemu mentorowi, ale szybko bierze się w garść i pędzi w głąb opuszczonej wyspy, żeby ocalić przyjaciół. Wkrótce okazuje się, że nasza podopieczna zadziwiająco dobrze radzi sobie w dziczy. Może momentami ma więcej szczęścia niż rozumu, ale i tak radzi sobie świetnie i podejmuje coraz ambitniejsze cele, czyniąc i zgadzając się na coraz większe zło koniecznie. Symboliczna jest scena w czerwonym od krwi strumieniu. Lara niczym Rambo wystawia nad lustro wody jedynie mały fragment twarzy, aby móc zobaczyć swoich wrogów. I zapewniam was, że nie chcielibyście, żeby ktokolwiek tak na was patrzył. Pomyśleć, że to ta sama dziewczyna, która jeszcze kilka godzin wcześniej płakała po zabiciu dobierającego się do niej bandyty.

Skąd na opuszczonej wyspie bandyci? Jak nietrudno się domyślić, oni również zostali wyrzuceni na brzeg przez siły natury i z pewnych względów tam pozostali, zawiązując prymitywną, absolutnie niezdemokratyzowaną społeczność wszelkiej maści rozbitków i wykolejeńców. To, co przez pierwszą połowę przygody wydaje się nam śmiertelnym zagrożeniem jest tak naprawdę tylko preludium do starcia z prawdziwym wrogiem - autochtonem wyspy i sprawcą szalejących w okolicy żywiołów. Bez wdawania się w szczegóły - fabuła rozwija się w typowo tomb raiderowym kierunku, zahaczając o tajemne moce prastarych cywilizacji i zaliczając po drodze kilka twistów.



Dojrzewanie z łukiem w ręku

Wspomniana na początku zmiana Lary Croft obserwowana jest nie tylko na cutscenach, ale też w grze. Na początku szyjemy do przeciwników z łuku albo po cichu i metodycznie eliminujemy ich z ukrycia (co zabawne, też łukiem, dusząc oprychów). Potem zdobywamy pistolet, w nielicznych otwartych starciach robiąc uniki (w stylu Alana Wake'a) i sypiąc oponentom piachem w oczy. Kolejne godziny to oczywiście nowe zabawki i zdolności, których zwieńczeniem jest wbijanie czekanu w potylicę i strzał ze strzelby w oddaloną o 30 centymetrów głowę ogłuszonego przeciwnika. Z czasem robi się brutalnie, co miejscami klasyfikuje Tomb Raidera w kategorii gore. Po kilku/kilkunastu godzinach gry nie tylko walimy heady i palimy przeciwników żywcem, ale też w walce wręcz wbijamy im strzały w podbródki i kolana. W końcu sami giniemy na 101 makabrycznych sposobów, a każdy z nich przedstawia kilkusekundowa animacja. Twórcy nie poszli na żadne kompromisy, a jedynym tematem tabu pozostał seks. Po początkowej scenie usiłowania gwałtu nie dochodzi już do tego typu sytuacji.

Arsenał jest nad wyraz skromny, ale za to bardzo elastyczny. Podobnie jak umiejętności Lary, przez całą grę go ulepszamy. Nie ma jakichś wyrafinowanych sposobów craftingu, a jedynie odblokowywanie kolejnych opcji, ale to i tak wystarcza z nawiązką. Każde ulepszenie naprawdę poprawia komfort i to nie tylko w walce. Zabójczy w kontakcie z twarzą przeciwników czekan służy przede wszystkim do wspinaczki. Strzała z przywiązaną liną pozwala na konstrukcję prostej tyrolki i zjazd w niedostępne wcześniej miejsca, a strzelba nie tylko rozłupuje głowy przeciwników, ale też zaryglowane drzwi. Nieliczną ilość sprzętu wykorzystujemy więc na niezliczoną ilość sposobów, co daje namiastkę prawdziwego survivalu.

Prawie jak survival

Namiastkę, bo w przeciwieństwie do I Am Alive nie trzeba martwić się amunicją. Jest jej pod dostatkiem. Umiejętność wyciągania strzał z ciał zabitych ludzi i zwierząt cieszy, ale w sumie do niczego się nie przydaje. Podobnie zresztą jak polowania. Za zabicie jelenia czy królika rośnie pasek doświadczenia i co za tym idzie odblokowują się kolejne ulepszenia. Jednak wcale nie trzeba polować, nie ma też żadnego paska wytrzymałości, zarówno w trakcie normalnej gry jak i na przykład wspinaczki. No ale nie ma w tym nic dziwnego - tomb raider jest w końcu typową grą z gatunku akcja/przygoda o jedynie survivalowym zabarwieniu, a nie wirtualną szkołą przetrwania.

Trójkąt bermudzki jeszcze nigdy nie był tak piękny

Tajemnicza wyspa, na której spędzimy całą grę jest podzielona na kilkanaście kolejno odwiedzanych przez nas sektorów. To nie Just Cause albo Far Cry, nie pójdziemy gdzie nas oczy poniosą. Przepiękne widoki obserwujemy jedynie z wąziutkich ścieżek i nieprzekraczalnej linii wąwozów. Przesmyki łączą trochę większe obszary, po których można pobiegać, jednak stawianie Tomb Raidera na jednej półce z grami o otwartej strukturze byłoby sporym nadużyciem. Chociaż tutaj też, niczym w sandboksach, można wracać do już raz odwiedzonych lokacji. Nawet jeżeli spadniemy do rzeki, a wodospad w efektownym QTE wyrzuci nas na drugi koniec wyspy, to w parę sekund możemy wrócić, korzystając z "szybkiej podróży" między odkrytymi obozowiskami. Rozwiązanie to przydaje się do czyszczenia poziomów z porozrzucanych znajdziek, do zbierania których można wrócić nawet po napisach końcowych.

Obszar gry jest duży, posiekany na małe kawałki i niezwykle piękny. Twórcy wywiązali się zarówno w projektach panoram, jak i klaustrofobicznych jaskiń i korytarzy. tomb raider to absolutna czołówka gier wideo, przebijająca (przynajmniej na konsolach) trzeciego Crysisa. Otwarte przestrzenie są równie szczegółowe i klimatyczne, a zamknięte lokacje o niebo ciekawsze. I bardziej zróżnicowane, bo podziwiamy nie tylko dżunglę i jaskinie, ale też plaże, osady zbudowane z tego co wyrzuci morze, zaśnieżone góry, pradawne grobowce czy w końcu bunkry pamiętające II wojnę światową.

Nie wspomniałem jeszcze o fenomenalnie oddanych warunkach atmosferycznych, oświetleniu i cieniowaniu. Ale nie wiem czy jest sens. Trzeba to po prostu zobaczyć. Niech wystarczy stwierdzenie, że tomb raider często prezentuje się ładniej niż konsolowe exclusive'y, o przereklamowanych multiplatformowych "potworach" pokroju Frostbite 2.0 i CryEngine 3 już nie wspominając.

Będąc przy kwestiach technicznych - pokłon dla dźwiękowców Square-Enix. Nienachalna melodia, okazjonalne, pojawiające się w tle bębny i realistyczne dźwięki (nawet szczegóły w stylu cięciwy łuku) są świetne, ale prawdziwą gwiazdą świeci Camilla Luddington, czyli nowy głos Lary Croft. Piękny brytyjski akcent, powabna barwa, przekonywujące krzyki towarzyszące wspinaczce i upadkom. Grałem w anglojęzyczną wersję i nie wyobrażam sobie tak samo dobrze brzmiącej polskiej Lary Croft. Mam rację czy po prostu zbyt płytką wyobraźnię? Sprawdzimy to w odrębnym materiale wideo. Dostarczona do recenzji xboksowa gra nie miała wyboru polskiej wersji językowej. Jeżeli grasz na konsoli Microsoftu, miej to na uwadze, bo polska wersja nie ma z kolei oryginalnej ścieżki dźwiękowej. Język trzeba wybrać więc w sklepie, przed kupnem gry. Problem ten nie dotyczy użytkowników PC i PS3.



Ex Eksploracja

tomb raider nie jest już grą o eksploracji. Szukaniu dźwigni, przesuwaniu skrzyń i kilkunastominutowych sekwencjach platformowych. Zagadek logicznych jest raptem kilka, a większości z nich i tak nie trzeba rozwiązywać, bo znajdują się na uboczu, w nieobligatoryjnych komnatach kryjących skarby. Warto jednak do nich zajrzeć, bo są całkiem fajnie przemyślane i pozwalają odsapnąć od wartkiego nurtu głównego wątku fabularnego. Chociaż w Tomb Raiderze sporo jest skakania, to nie można też nazwać go platformówką. Wszystko jest tu wyważone, nawet walka. Pod koniec bywa sporo wymian ognia, ale nie tyle, żeby zaliczyć Tomb Raidera do strzelanin. Nie ma więc mowy o zmianie gatunkowej w stylu Dead Space, który zaczynał jako horror, a skończył w szufladzie z napisem "strzelanki".

Autorzy dostosowali klasyczną rozgrywkę do dzisiejszych czasów. Podkręcili tempo, dopieścili walkę, stworzyli fajną historię, ale nie zgubili klimatu serii. To wciąż tomb raider, choć zupełnie nowy. Ale w starego, nawet z tak piękną grafiką, ciężko byłoby dziś grać. Pół roku temu odświeżyłem sobie pierwszą część w HD i mając w pamięci tamto tempo akcji i konstrukcję gry, cieszę się z wprowadzonych w najnowszej części zmian.

Multiplayer, czyli przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem i... wróciłem do singla

Większy nacisk na osobowość głównego bohatera, ciekawsza walka, rozwój umiejętności i wyposażenia w stylu RPG - to tylko część kanonicznych elementów przygodówki XXI wieku. Kolejnym jest multiplayer, który w Tomb Raiderze też się oczywiście znalazł. W maksymalnie 8 osób można pobiegać po poziomach inspirowanych występującymi w głównym wątku fabularnym . Technicznie nie wypada to najgorzej, choć do takiego Uncharted daleko. Czuć, że multi robione było przy okazji, a cała moc szła w kampanię. Niedostatki klimatu podkreślają też słabe technikalia. Słabiej wypada animacja postaci i levele, które mają o wiele mniej detali niż te z singla.

Nie znaczy to jednak, że tryb ten jest zły. Prezentuje się dobrze, ale po wyśmienitej kampanii single chciałoby się czegoś więcej niż czterech (dosłownie) na krzyż trybów, z czego dwa to ograny już do granic możliwości free for all i drużynowy deathmatch. Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem. Wbiłem z 9 leveli i wybyłem, żeby pozbierać to, co ominąłem przy przejściu singla.



Czego brakuje? Wad

tomb raider nie ma wad. Zarówno takich z prawdziwego zdarzenia, od których odechciewa się grać, jak i małych, ale uprzykrzających zabawę. Przez mniej więcej szesnaście godzin siedzenia przed konsolą (w ciągu dwóch dni, co też sporo mówi o tym, jak gra potrafi wciągnąć) nadziałem się na dwa poważne graficzne bugi i kilka konstrukcyjnych głupot. Mam tutaj na myśli na przykład brak latarki. Dlaczego Lara potrafiła znaleźć na bezludnej wyspie cały arsenał, ale nie dała rady z latarką i cały czas posługuje się pochodnią? Razić może też tłok na tej bezludnej wyspie, momentami trochę nienaturalny. Słabo wypadają ogniska-safe/savepointy pod okiem wrogów czy w końcu zaskakująco szybko zmieniająca się pora dnia. Czasem wystarczy wejść na kilka minut do jaskini, żeby na zewnątrz zapadła czarna noc. Są to jednak szczegóły, na które albo nie zwracamy uwagi, albo je po prostu ignorujemy, bo nie wpływają negatywnie na rozgrywkę.

Gdy na początku 2009 roku japoński Square-Enix przejmował brytyjski Eidos żartowało się, że Lara zostanie mocno przemodelowana. Dostanie skośne oczy, jakiegoś trzynastoletniego blond koleżkę albo coś w tym stylu. I rzeczywiście - Japończycy zmienili Larę Croft nie do poznania. Ale poszli w kierunku, którego nikt się nie spodziewał. Nadali serii realizmu i dynamiki tworząc nie tylko najlepszą grę przygodową, ale także jedną z lepszych gier w ogóle. Głupio tak w marcu wyrokować o grach dopiero co rozpoczętego roku, ale wydaje mi się, że Tomb Raider w wielu redakcjach ma duże szanse na miano Game of The Year.