Jeżeli dobrze się nad tym zastanowić, nasza codzienność jest naprawdę dziwaczna. Z dominacją mediów społecznościowych pogodzili się już chyba wprawdzie wszyscy, ale przynajmniej u części wciąż wywołują one pewien "niesmak". A konkretnie to, jak spora część społeczeństwa się w nim zachowuje, bez żadnego zastanowienia upubliczniająca wszystkie dane na swój temat. Te oczywiście zbierane są także i o tych bardziej powściągliwych w osobnikach - chociażby w postaci internetowych ciasteczek zapisywanych podczas przeglądania stron. Problem korporacyjnego szpiegostwa i anonimowości w sieci to temat nie na książkę, a na jej całą serię… i Ubisoft postanowił w końcu zaczerpnąć także i z tego źródła. Tyle, że tym razem robi to całkowicie inaczej niż w przypadku pierwszego Watch Dogs. Z jakim skutkiem?

"O, patrzcie, w końcu wyszedł z tej swojej jaskini i nie siedzi przy komputerze!"
"O, patrzcie, w końcu wyszedł z tej swojej jaskini i nie siedzi przy komputerze!"

4thelulz

O głównym motywie opowiadanej historii z pewnością już słyszeliście, a jeśli nawet jakimś cudem Wam umknął i tak spora część uzna go za "brzmiący znajomo". Walka z systemem. Hasło, które przewija się pośród młodych od niepamiętnych czasów, nasz protagonista również postanowił wziąć na swój sztandar. Ludzie w kołnierzykach bez mrugnięcia okiem spaprali mu życie, postanawia więc odpłacić im w najlepszy znany sobie sposób - ujawniając ich zakłamanie i przekręty. Marcus dołącza więc do DedSec i razem z innymi hakerami ruszają na cyfrową krucjatę robiąc przy okazji salta, cykając sobie selfie i demolując połowę miasta. I w ten oto dziwny sposób dochodzę już na początku do mojego największego i głównego problemu z Watch Dogs 2.

"Żaden ze mnie hipster!" "Tak sobie wmawiaj." - trudno się z tym nie zgodzić.
"Żaden ze mnie hipster!" "Tak sobie wmawiaj." - trudno się z tym nie zgodzić.

Nie znam środowiska hakerskiego od środka, ba - prawdopodobnie nikt z Was nie zna - ale właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Osoby parające się tym "fachem" nie żyją na pokaz i nie afiszują się ze swoją działalnością wszędzie gdzie się da, przy okazji wymachując łapskami w rytm dubstepowych kawałków i robiąc sobie miliony zdjęć na imprezach z modelkami, przy okazji ujawniając swój prawdziwy wizerunek. Nie walczą z systemem poprzez zdobywanie followersów. Z jednej strony - to gra, w pewnym oderwaniu od rzeczywistości nie ma więc nic złego. Ale z drugiej - gdy jednocześnie produkcja chce, abyśmy traktowali ją poważnie, tak duży dysonans poznawczy wywołuje szalenie dziwne odczucia. W Watch Dogs 2, ktoś postanowił zrobić z głównych bohaterów mieszankę prawdziwych hakerów, świata internetowych celebrytów z Instagrama, YouTube'a i stereotypowych hipsterów. Efekt końcowy jest dokładnie taki jak myślicie. Postacie są wyraziste, unikalne i ciekawsze niż "smutas-kartofel" Aiden, więc z jednej strony jest to jakiś krok do przodu... ale postawiono go chyba ciut za daleko, tym samym spadając w przepaść o nazwie "śmieszność" (i to nie ta pozytywna), której zdecydowanie nie pomaga sposób, w jaki skonstruowano scenariusz.

Ktoś tutaj chyba dostał wyrok za bycie "smutasem".
Ktoś tutaj chyba dostał wyrok za bycie "smutasem".

Ten byłbym w stanie nawet przeboleć, bo sam w sobie niesie jakiś przekaz i zmusza do myślenia nie tyle o przyszłości naszego świata, co jego teraźniejszości. Problemem jest to, że ta "smutna rzeczywistość" jest nam przekazywana przez dialogi i przerywniki, które wywoływały u mnie non stop coś, co w języku angielskim określa się mianem "cringe". Ba, zwłaszcza na początku można było mówić o swoistym cringe-feście! Oznacza to ni mniej ni więcej, iż każda scena, w której pojawiał się Marcus i reszta, zaczynałem odczuwać totalny dyskomfort przysłuchując się gangsterskim gadkom doprawionym szczyptą internetowo-geekowego humoru. Brzmi to kompletnie nienaturalnie i pogłębia wrażenie, o którym wspominałem wcześniej. Jasne, Ubisoft nie mógł przecież ukazać hakerskiego środowiska takim jakie w większości jest, bo zanudzilibyśmy się na śmierć, ale tu po prostu odleciano totalnie w kosmos (pod koniec gry - całkiem dosłownie). Gdyby postawiono w całości na "jajcarski" klimat rodem z Saints Row - nie usłyszelibyście ode mnie słowa narzekania. Ale Watch Dogs 2 przez połowę czasu stara się być także poważne i taka mieszanka kompletnie do mnie niestety nie trafia. A może 26 lat na karku po prostu sprawia, że jestem na to za stary?

Każdy wie, że najważniejsze są dziś apki!
Każdy wie, że najważniejsze są dziś apki!

Czas dokręcić Śrubę

Nie oznacza to jednak, że pośród tych wszystkich dziwacznych postaci nie ma takich, których nie odbiera się dobrze. Pracujący dla Ubisoftu pisarze chwilami może i popłynęli za daleko, ale przykładowo taki Śruba - najbardziej odjechany charakter w całej historii - mimo wszystko odbierany jest szalenie pozytywnie. Tyle, że tu od początku wiemy, że nie jest to postać siląca się na jakieś wzniosłe ideały, a kompletny technologiczny świr, któremu trudno się oprzeć. Fajnie wypadła również Lenni należąca do konkurencyjnej frakcji (posiadającej swoją drogą tajny bunkier chroniony przez uzbrojonych po zęby ludzi - tak jak wszystkie prawdziwe ugrupowania hakerskie!), najnormalniejszy z całej paczki Josh również wywoływał u mnie sympatię. Ba, nawet i znany fanom pierwszej części T-Bone załapał się na sporą rolę i wypada w niej naprawdę nieźle. W tym wszystkim bardzo mocno widać inspiracje Mr. Robotem oraz kronikami prawdziwej działalności Anonymous i LulzSec i choć chwilami skutki są opłakane, nie ma żadnych wątpliwości, że w stosunku do jedynki zanotowano ogromny progres. Historia i postacie mogą się nie podobać, ale nie można odmówić im charakteru oraz wyrazistości. Z dwojga złego, wolę taki układ.

No fajna, co tu ukrywać!
No fajna, co tu ukrywać!

Kończąc jednak te przydługie już narzekanie, pora przejść do jakichś pozytywów. A te pojawiają się od razu gdy tylko twórcy dają nam zapomnieć o fabule i puszczają nas w świat. Innymi słowy - wtedy, gdy rozpoczyna się właściwa rozgrywka. A ta, mówię to z pełnym przekonaniem, jest naprawdę miodna. Zgadza się, to nie pomyłka - gameplay'owo Watch Dogs 2 wypada naprawdę świetnie i choć w żaden sposób nie odkrywa Ameryki na nowo i stawia na formułę znaną z poprzedniej odsłony, dawało mi ogromną frajdę. Miewałem napady "kręcenia głową", gdy pomyślałem o tym co wyczynia Marcus w imię "dobra społeczeństwa" (licznik zamordowanych spokojnie sięgnął kilku setek, a i pojawiło się kilka akcji, które pasują do słownikowej definicji terroryzmu), ale gdy tylko się od tego odcinałem, dobra zabawa powracała ze zdwojoną siłą.

W naszej drukarce 3D można wydrukować nawet takie małe cudeczko.
W naszej drukarce 3D można wydrukować nawet takie małe cudeczko.

Spec od wszystkiego

Na pierwszy ogień - poruszanie się. Marcus do repertuaru swoich hakerskich super mocy dołączył także i parkour i to nie byle jaki. Protagonista z dużą sprawnością wskakuje na wszystko co wystaje choćby odrobinę nad ziemię. No dobrze, może nie wszystko, ale większość "pionowych" obiektów da się spokojnie wykorzystać do płynnego przemierzania miasta z jednego końca na drugi. Jasne, czasem coś się sypnie, nie zadziała tak jak trzeba i zlecimy z kilkunastu metrów na ziemię, ale przez większość czasu animacje są naprawdę miłe dla oka. Salta i przewroty przy zeskokach z wiaty przystankowej może i nie mają większego sensu, ale to motyw przewodni całego Watch Dogs 2 - szukanie logiki zawsze kończy się fiaskiem. Tym mianem można określić zresztą także i… sterowanie pojazdami. Ok, wszyscy wiedzieliśmy, że było słabe w części pierwszej, ale po tylu latach naprawdę liczyłem na jakikolwiek postęp… I dosyć mocno się zawiodłem. Marcus siadając za kierownicą najwyraźniej hakuje także i prawa fizyki, bo to co się dzieje podczas prowadzenia auta czy motocykla przechodzi ludzkie pojęcie. Opcja szybkiej podróży jest w tym miejscu absolutnym wybawieniem.

10/10 za lądowanie.
10/10 za lądowanie.

Kolejną na liście mamy walkę. Retr0, jak na prawdziwego hakera przystało, sprawnie wymachuje karabinami i zna sztuki walki, które uzupełnia o zabójczy Thunder Ball - czyli zawieszoną na sznurku bilę, chwilami do złudzenia przypominającą jojo. Walka wręcz i jej skuteczność na opancerzonych celach ponownie nie ma większego sensu (elitarne jednostki przeżywają eksplozję ładunku wybuchowego na ich ciele, ale uderzenia kulki - już nie), ale wygląda przynajmniej szalenie efektownie. Tu na szczególne uznanie zasługuje to, że animacje naprawdę świetnie dopasowuje się do położenia Marcusa względem celu. Przykładowo, jeżeli ten znajduje się nieco niżej zaczynamy używać innych "klejących się" ataków, co dodatkowo wpływa na płynność całego pojedynku. Ze strzelaniem podobnych cudów nie uświadczymy, ale i ogólnie niewiele można o nim napisać - ot, po prostu jest poprawne.

Ani poprawne, ani niezłe nie jest z kolei hakowanie. Ale spokojnie, nie będę znów narzekał! W pierwszym Watch Dogs był to element, który sprawiał mi największą frajdę i w sequelu pozostało to bez zmian. Sam proces nie różni się w żaden istotny sposób, choć łamigłówki związane z hakowaniem węzłów zyskały pogłębioną trójwymiarowość. I to akurat mocno działa na ich korzyść, bo pomijając przyjemny, ale i jednocześnie dający jakieś wyzwanie, poziom ich skomplikowania, zmuszają gracza do ciągłego kombinowania… oraz wykorzystywania nowych techzabawek - drona czy też małego jeździka. To z ich pomocą często okrążamy wieże czy lokacje, po których ciągną się przewody i choć nie jest to czynność przesadnie skomplikowana, to jest to jeden z nielicznych momentów, w których myślenie przy Watch Dogs 2 faktycznie wychodzi nam na dobre.

W naszej drukarce 3D da się wydrukować nawet takie cuda.
W naszej drukarce 3D da się wydrukować nawet takie cuda.

If youre going to San Francisco...

Jeszcze słów kilka o samym mieście, bo w końcu "dwójka" porzuciła smutne Chicago i z pompą przeniosła się do kolorowego San Francisco. Przeprowadzka wyszła serii zdecydowanie na dobre. Podczas przechadzania się przez ulicę na myśl od razu przychodzi Los Santos z GTA V i to wcale nie tylko z uwagi na rozmiary samej metropolii. Jej tereny są bardzo zróżnicowane (od plaż, przez parki aż po dzielnice przemysłowe) i choć obecnie jest to już standard w sandboksach, twórcom z dużym powodzeniem udało się odwzorować nieco świrnięty klimat Miasta nad Zatoką. Typów przechodniów nie ma może zbyt wiele, ale jeśli chodzi o same miejscówki możliwe do odwiedzenia, Watch Dogs 2 dla wirtualnych turystów jest prawdziwym rajem. Pomijam już ikoniczne budowle - także i na zwykłych uliczkach da się znaleźć mnóstwo kwiatków, jakieś zabawne plakaty z memami, graffiti z ukrytymi easter eggami i tak dalej i tak dalej. Jednym słowem - chce się zwiedzać!

Ała!
Ała!

Wirtualne przechadzki (tudzież przejażdżki jeżeli zdecydujemy się katować za kierownicą) umilają nam z kolei naprawdę dobre muzyczne kawałki. Nie do końca wiem, jaki był wzór dobierania utworów do poszczególnych playlist, ale osoby za to odpowiedzialne wykonały koncertową (ha!) robotę i powinny błyskawicznie dostać podwyżkę. Mamy tutaj wszystko, od muzyki klasycznej, przez jakieś lokalne brzmienia, a na nieprzyzwoicie ostrym dubstepie kończąc. Mieszanka na całego, ale to zróżnicowanie i fakt, iż każda melodia błyskawicznie wpada w ucho sprawiają, że czasami gdy musiałem zająć się innymi rzeczami, zostawiałem grę odpaloną w tle, aby po prostu tego wszystkie dalej słuchać. Całkiem przyjemnie wypada także i oprawa graficzna, choć na wyraźną pochwałę zasługują jedynie modele głównych postaci. Bardzo szczegółowe, ze świetną mimiką mocno się wyróżniają na tle pozostałych, choć to akurat trudno rozpatrywać w kategoriach "wady". Reszta świata wypada poprawnie, chwilami pięknie, ale przynajmniej w wersji na PlayStation 4 zdarzały się nieraz gorsze tekstury, jakiś brak cienia, wpadające w siebie tekstury czy… wyraźne spadki wyświetlanych klatek. Prowodyrem zamieszania z frameratem jest najprawdopodobniej płynny multiplayer (formuła ta co poprzednia, ale wciąż dająca frajdę). W momencie, w którym dołącza do nas jakiś gracz, wszystko leci na łeb na szyję i potrafi spaść do poziomu 15-20 klatek na sekundę. Po wyłączeniu opcji online, gra wraca do normy… a popremierowy patch ma to ponoć załatać. Tak przynajmniej obiecują przedstawiciele Ubisoftu.

Hakowanie na kolanie. Wybaczcie.
Hakowanie na kolanie. Wybaczcie.

Raz, dwa, trzy, pieseł paczy

Watch Dogs 2 koniec końców są dość dziwną produkcją. Dziwną i jednocześnie trudną do ocenienia. Bo z jednej strony nie mam żadnych wątpliwości, że całościowo to tytuł lepszy niż "jedynka" (tak, Tomek dał jej 7,5/10, czyli wyższą notę. Ja bym celował wówczas w około 5,5 lub 6). Z drugiej - klimat produkcji i kierunek w jakim poszli twórcy całkowicie mnie nie kupuje i to pomimo tego, że od lat siedzę w internetowej kulturze po uszy. Kiedy przymykamy jednak oko na historię oraz motywy głównego bohatera, Watch Dogs 2 okazuje się bardzo strawnym sandboksem, który po pierwsze - oferuje mnóstwo całkiem zróżnicowanej rozrywki (typów misji nie ma zbyt wiele, ale ciągła zmiana otoczenia czyni w tym przypadku cuda), przyjemną i intuicyjną mechanikę oraz naprawdę niezłe doznania wizualno-słuchowe. Ma swoje wady, chwilami ciężko ich nie dostrzec, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że się przy niej źle bawiłem. Śmieszy jednak fakt, iż gra traktująca o złych korporacjach ogłupiających ludzi, najwięcej frajdy sprawia wtedy, gdy wyłączymy w niej myślenie. No chyba, że to tak specjalnie, autoironicznie.