Dawniej Ghost Recon kojarzyło się przede wszystkim z taktycznymi, wymagającymi grami akcji. Tym razem jest jednak inaczej. Teraz to strzelanko-skradanka, w której możesz zachodzić wroga po cichu, ale równie dobrze oddawać się wesołej rozwałce w stylu typowym dla Grand Theft Auto. I to z trójką kolegów bądź koleżanek.

Początki serii sięgają wczesnych lat XX wieku. W 2001 roku gra - sygnowana imieniem i nazwiskiem Toma Clancy'ego - trafiła na pecety i konsole. Później doczekała się kilku kontynuacji (nie licząc dodatków), w tym sieciowej odmiany, Tom Clancy's Ghost Recon Online. Ubisoft, producent i wydawca, ostatecznie zdecydował, że w kolejnej odsłonie nie będzie kurczowo trzymał się tradycji, tylko stworzy sandboksową grę akcji z widokiem z trzeciej osoby i z nieco mniejszym naciskiem na taktykę, ale za to większą rolą sieciowej zabawy. Odnoszę wrażenie, że dzięki temu Ghost Recon: Wildlands jest znacznie bardziej uniwersalne od poprzedniczek. Tylko czy to na pewno dobrze?

Obejrzyj także naszą recenzję w formie wideo:

Plata o plomo

Po uruchomieniu tytułu oglądamy dość długie, ładnie zrealizowane wprowadzenie (cutscenek autorzy przygotowali znacznie więcej...), ukazujące bezwzględnego El Sueño, który od lat realizuje swój plan zmiany Boliwii w podporządkowane mu królestwo kokainy. On i cały jego kartel, Santa Blanca, są "powodem", dla którego na miejsce zostaje wysłany elitarny oddział "Duchów". Naszym głównym celem w grze jest rozpracowanie skomplikowanych struktur tej groźnej mafii i eliminacja jej kolejnych członków, a w końcu także i samego bossa. Z uwagi na rozmiary przestępczej formacji, raczej nie zrobicie tego w ciągu jednego weekendu. Ghost Recon: Wildlands to zabawa nawet na dziesiątki godzin (wliczając aktywności obowiązkowe i opcjonalne). O ile oczywiście wcześniej nie zbrzydnie Wam formuła zaproponowana przez Ubisoft.

Gdzie diabeł nie może, tam "Duchy" pośle!
Gdzie diabeł nie może, tam "Duchy" pośle!

Ghost Recon: Wildlands oferuje rozgrywkę, która pozwala bawić się na wiele różnych sposobów. Możemy trzymać się wprawdzie tylko misji fabularnych, ale równie dobrze da się poświęcić eksploracji malowniczej Boliwii i wykonywaniu aktywności pobocznych (jak poszukiwanie zapasów czy przesłuchiwanie osób posiadających cenną wiedzę). Możemy oddawać się otwartej walce, ilekroć zobaczymy wroga, ale też skradać się i eliminować strażników po cichu, wykonując uprzednio dokładny rekonesans (z pomocą lornetki i drona). Jeśli mamy ochotę - możemy bawić się sami, ale możemy również połączyć się z innymi graczami i wspólnie realizować kolejne misje. Wówczas zabawa staje się - przynajmniej w teorii - znacznie bardziej taktyczna. Decydując się na grę w pojedynkę, musimy liczyć się za to z pewnymi "konsekwencjami". Dowodzenie drużyną kierowaną przez sztuczną inteligencję zostało mocno ograniczone, do dyspozycji mamy niewiele rozkazów, a i nawet z jasnymi instrukcjami, nasi "koledzy" potrafią odstawić niezłą szopkę i rozłożyć nawet najlepszy plan kilkoma głupimi zachowaniami. Tak czy siak - opcji rozgrywki jest sporo i każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie.

Zapowiada się kooperacyjne pieczenie kiełbasek? Zgrana drużyna w Wildlands to w końcu podstawa!
Zapowiada się kooperacyjne pieczenie kiełbasek? Zgrana drużyna w Wildlands to w końcu podstawa!

Pocztówka z Boliwii

Idąc dalej. Obszar, na którym toczy się akcja Ghost Recon: Wildlands, jest ogromny, różnorodny i zaprojektowany z dbałością o szczegóły (dotyczy to nie tylko flory, ale także wnętrz budynków, za co twórcom należy się pochwała). Sama eksploracja dostępnych prowincji potrafi wciągnąć i zająć długie godziny. Możemy je przemierzać na nogach (polecam tylko na krótkich odcinkach); samochodami, ciężarówkami, traktorami czy wozami opancerzonymi (wsiąść możemy w zasadzie do każdego pojazdu); śmigłowcami i samolotami (wtedy to są dopiero widoki...); a także motorówkami czy łodziami.

Krajobrazy - jeden z większych atutów Ghost Recon: Wildlands.

Przy tej okazji muszę jednak także i zganić twórców za dość toporny, nierealistyczny model jazdy/lotu oraz sztuczne wydłużanie czasu gry poprzez długie podróże od celu do celu. Mam wrażenie, jakby trasy z premedytacją poprowadzono tak, abyśmy musieli jeździć jak najbardziej dookoła, dodając tym samym kolejne godziny do licznika. Szczególnie ta druga kwestia potrafi dokuczyć. Jasne, możemy korzystać nieustannie z opcji szybkiej podróży, ale przechodzenie gry w podobny sposób mija się przecież z celem. A skoro jesteśmy przy mankamentach, to ponarzekać można także na brak sensownego systemu osłon podczas wymiany ognia. Potyczki z wrogiem bywają naprawdę emocjonujące, ale co rusz brakowało mi prostej i intuicyjnej opcji "przyklejenia się" do ściany czy murku. W teorii da się jakoś za nimi schować, ale cały mechanizm jest tak nieporęczny i nieprecyzyjny, że równie dobrze mogłoby go w grze nie być.

Kontynuując listę "przewinień" - gra oferuje nam także i dziesiątki misji fabularnych oraz aktywności pobocznych. Fajnie, ale... Ubisoft jest znany z wypychania nimi swoich gier po brzegi. Choć w najnowszej produkcji niektóre z zadań faktycznie robiły na mnie wrażenie, po raz kolejny francuski gigant kompletnie nie poradził sobie z kwestią powtarzalności. Przy głównym wątku nie dokucza ona wprawdzie aż tak bardzo jak w kilku innych tytułach ze stajni "Ubi", ale już w przypadku aktywności dodatkowych - niestety tak.

A w przerwie między polowaniem na członków kartelu... polujemy na ptaki!

Chwilami ziewający "Duch"

Koniec końców - ogrywając Ghost Recon: Wildlands samotnie, z czasem prawdopodobnie poczujecie znużenie. Sytuacja odrobinę się poprawia, gdy zaczynamy bawić się w kooperacji. Najlepiej ze znajomymi, w zgranej ekipie, choć także rozgrywka z obcymi potrafi dostarczyć nie lada emocji. Produkcja tak naprawdę dopiero w co-opie zaczyna błyszczeć. I nie skłamię, jeśli Wildlands nazwę jedną z najlepszych "gier ze znajomymi" w ostatnim czasie. Eksploracja, rekonesans, skradanie, strzelanie, pościgi - to wszystko sprawia wyraźnie więcej radości, gdy gra się we cztery osoby.

Całkiem nieźle wypada także zawarty w Ghost Recon: Wildlands system rozwoju postaci. Z czasem odblokowujemy i rozwijamy cały szereg umiejętności, mających związek z różnymi aspektami: bronią, dronem, gadżetami, fizycznością. Możemy zdobyć spadochron, wizję termalną czy miny, wydłużyć zasięg drona, zmniejszyć odrzut przy strzałach, zwiększyć obrażenia zadawane pojazdom czy poprawić wytrzymałość naszej postaci. Są także zdolności związane ze współpracą drużynową oraz wsparciem rebeliantów. Ci ostatni są niezwykle przydatnym sprzymierzeńcem, który pomaga nam nie tylko w walkach z Santa Blancą, ale także Unidadem, czyli miejscową, skorumpowaną i dobrze wyposażoną siłą zbrojną. No i mogą podrzucić dowolny pojazd we wskazane miejsce. Biorąc pod uwagę rozmiary świata - bardzo przydatne!

Motocyklem przez Boliwię w wersji "hardcore" - w Wildlands nie brakuje trudnego terenu.
Motocyklem przez Boliwię w wersji "hardcore" - w Wildlands nie brakuje trudnego terenu.

Strzelaj czym popadnie

Poza wspomnianymi gadżetami, w produkcji znalazł się także i bardzo konkretny, "śmiercionośny" arsenał. Podczas jednej misji przyda nam się lekki karabin szturmowy MG121, podczas drugiej - karabin snajperski M40A5, podczas trzeciej - pistolet 5.7 USG lub M1911, a podczas czwartej - coś na niewielkie dystanse, jak klasyczny shotgun. Oczywiście nie mogło zabraknąć także granatów, które, umiejętnie rzucone, potrafią nieźle pozamiatać. Każdy z dostępnych typów uzbrojenia to niekonieczność nieco innego podchodzenia do rozgrywki i możliwość pełnego dostosowania zabawy do własnych preferencji.

A mówiłem po dobroci: "ręce do góry"...
A mówiłem po dobroci: "ręce do góry"...

A co z samą oprawą graficzną? Ghost Recon: Wildlands pod tym względem potrafi zaimponować. Przede wszystkim sposób, w jaki przedstawiono Boliwię, robi wrażenie. Co rusz oglądamy zapierające dech w piersiach widoki, jak wschód słońca nad polami kokami, ośnieżone u szczytów pasma górskie, gęste i ogarnięte słońcem lasy czy bajkowe wręcz rancza. Tekstury bywają uproszczone, ale biorąc przy takiej skali świata, jest to nieuniknione. Wzorowe jest także udźwiękowienie - głosy postaci brzmią filmowo, a wszelkie odgłosy wystrzałów czy wybuchów są realistyczne.

Szkoda tylko, że Ubisoft - jak to ma w zwyczaju - nie ustrzegł się błędów technicznych. Na ekranie regularnie oglądamy dziwnie zachowujące się obiekty, blokujące się postacie, źle wyświetlające się tekstury... Nie zdarza się to może bardzo często, ale glicze stwierdzałem praktycznie podczas każdej sesji z Ghost Recon: Wildlands. Żaden z nich nie rujnował wprawdzie rozgrywki, ale i tak "teleportujące" się modele raczej nie powinny mieć miejsca w produkcji z takim budżetem...

Wildlands to nie tylko boliwijski piasek, dżungla i 40 stopni na plusie.

Kooperacja przede wszystkim

Ghost Recon: Wildlands mimo wszystko zasługuje na to, by wymieniać je w gronie najciekawszych gier Ubisoftu z ostatniego czasu. Pomimo kilku mankamentów bawiłem się przy niej naprawdę przyzwoicie. Zwłaszcza grając w kooperacji, stanowiącą zdecydowanie największą siłę tej produkcji. Jeśli nastawiacie się na rozgrywkę przez sieć - będziecie zadowoleni, choć szans na zgarnięcie tytułu "Gry Roku" Wildlands raczej nie ma. Zabawa solo wprawdzie także potrafi dać sporo satysfakcji, ale to jednak w multi gra pokazuje swoje prawdzie, obiecujące oblicze. Osobiście trzymam kciuki, aby tytuł rozwijano dalej - "Duchy" wróciły do akcji, ale ich misja nie dobiegła jeszcze końca!

O autorze: