Dlaczego zaskoczeniem? Bo chociaż główny projektant gry, Raul Rubio, już przy pierwszych zapowiedziach wspominał o dziele, w którym znajdziemy nawiązania chociażby do Księżniczki Mononoke i twórczości Dalego, to brzmiało to raczej jak piarowa przechwałka, niźli prawdziwy, twardy i znaczący element Rime. A jednak. Tequila Works stworzyło dzieło, które nie ma się czego wstydzić w gronie najlepszych przedstawicieli gatunku z Ico i Okami na czele.

Od indyka do klasyka

Rime przeszło dosyć długą drogę od czasów pierwszych zapowiedzi, do tego, co otrzymujemy teraz. W planach twórców pojawiały się słowa o całkowicie otwartym świecie, a nawet elementach survivalowych. Ani jednego, ani drugiego w Rime nie uświadczymy. I chociaż świat rzeczywiście w pierwszych chwilach wydaje się duży i otwarty na eksplorację, jest to jedynie złudzenie. Wszystkie lokacje zostały zaprojektowane tak, byśmy mogli poruszać się w nich swobodnie i bez większej klaustrofobii, jednak "węzełkowo" prowadzą nas od zagadki do zagadki. Każda kolejna otwiera zaś następne drzwi.

Rime to przede wszystkim platformówka

W Rime nie ma też walki, ani konieczności martwienia się o zdrowie naszego bohatera. Nie ma tu pasków życia, serduszek, czy innych wskaźników. Jeżeli kierowanej przez nas postaci staje się coś poważnego, ekran przygasa i gra cofa nas automatycznie do ostatniej bezpiecznej lokacji. Bez stresu i frustracji.

I to chyba nadrzędny cel, jaki przyświecał twórcom - stworzyć baśniową opowieść, która nie wywoła u nikogo złości, a będzie przy tym stanowić jakieś wyzwanie. Zarówno dla naszych palców, jak i szarych komórek. I to się udało - Tequila Works znalazła złoty środek pomiędzy fabułą, zagadkami i wyzwaniami platformówki. Wszystko to okraszając przeuroczą oprawą graficzną, niesamowitym udźwiękowieniem i pomysłami, którym można jedynie przyklasnąć. I w sumie recenzję mógłbym skończyć na tym, ale z chęcią też opowiem więcej.

Chłopiec z pelerynką

Rozgrywkę w Rime rozpoczynamy wyrzuceni na brzeg tajemniczej wyspy. Sami. Bez żadnych podpowiedzi co robić, ani gdzie iść. Wybieramy więc jedną z dwóch ścieżek, z której po drodze zbaczamy. Nasza postać potrafi się wspinać. Oznaczone półki skalne tworzą ścieżkę do tajemniczego przedmiotu, który okazuje się być sekretem. Jednocześnie z wysoka widzimy, jak duża jest wyspa, na której się znaleźliśmy. W oddali migocą też niebieskawe słupy światła. Kuszą, by do nich iść. Ruszamy zatem.

Z perspektywy designu mechaniki rozgrywki Rime jest majstersztykiem. Większości rzeczy domyślamy się sami. Podpowiedzi ograniczają się do okazjonalnego wyświetlenia na ekranie przycisku akcji i pomocy ze strony naszego towarzysza - sympatycznego liska, którego poznajemy już na początku zabawy. Przez większość gry ma on jeden cel - pilnować, byśmy nie zabłądzili. Gdy zbyt długo krążymy po jednym obszarze, lisek siada w miejscu, które powinno nas zainteresować i... szczeka. Nic więcej. Tyle jednak wystarczy, by w Rime nigdy się nie zaciąć na więcej, niż dwie minuty. Przy okazji podpowiedź tego typu w żadnym razie nie wybija nas z wykreowanego świata, a wręcz bardzo do niego pasuje.

Lis to postać o tyle pomocna, co równie tajemnicza

Brawa należą się również za to, jak gra "opowiada siebie". Nie ma tu dialogów, porozrzucanych listów, czy retrospekcji. Tło fabularne poznajemy z malowideł na ścianach, a nawet sufitach. Swoje elementy dokładaja również poukrywane w świecie gry sekrety. Najważniejsze jest jednak to, że gra przez ogromny czas nie tyle podaje nam kolejne rozwiązania, co wręcz dokłada pytań.

Zgadnij

Jednocześnie Rime przed nami kolejne zagadki, kontrowane przez coraz to nowe narzędzia do ich rozwiązywania. Początkowo proste zadania z czasem zaczynają się łączyć w znacznie bardziej skomplikowane, warstwowe wręcz wyzwania. Na szczęście, sekwencje logiczne dosyć gęsto przeplatają się ze skakaniem po platformach i skalnych półkach, a także z czasem na podziwianie przepięknego świata gry.

Puzzle, które pojawiają się w Rime to najczęśniej konieczność operowania przedmiotami. Podstawić kamienny blok, by doskoczyć w niedostępne miejsce, skąd weźmiemy kulę, która położona w odpowiednim miejscu odblokuje nam magiczny posążek. Gdy nasz bohater krzyknie w jego pobliżu, aktywuje jego moc, co z kolei pociągnie za sobą kolejne wydarzenia. Czasami trzeba odpowiednio skoordynować wszystkie działania, innym razem wykorzystać naszego bohatera w charakterze brakującego elementu układanki.

Zabawa światłem to jeden z najlepszych elementów gry

Najwięcej frajdy sprawiają jednak zadania ze światłem i cieniem. Gdy musimy tak operować jednym i drugim, by np. oświetlić konkretne miejsce, jednocześnie pilnując, by inne pozostało w cieniu. Albo, gdy musimy dopasować cienie do kształtów na ścianach. Niektóre tego typu zadania wymagają też nieco niekonwencjonalnego podejścia i chwilowego zejścia z utartego już schematu.

Podobnie, jak w świetnych The Witness i The Talos Principle, poziom zagadek w Rime skaluje się wraz z naszymi postępami. W przeciwieństwie jednak do wymienionych wcześniej tytułów, nigdy nie doprowadzi nas na skraj załamania nerwowego.

Zobacz i usłysz

Mówi się, że grafika w grze nie ma żadnego znaczenia. Bzdura. Znaczenia nie ma co najwyżej pogoń za fotorealizmem, ale styl graficzny ma dla odbioru całości znaczenie niebagatelne. Rime jest tego idealnym przykładem. Pierwsze chwile z grą przywodzą na myśl przygody Linka z The Legend of Zelda. Coś w tym jest, chociaż widać, że twórcy mieli pomysł, jak z tych oczywistych podobieństw skręcić w stronę własnego stylu.

Świat gry jest zróżnicowany. Nie powinno być wielkim spoilerem, jeżeli powiem, że początkowa wyspa nie jest jedynym obszarem, jaki zwiedzimy w grze. Z czasem trafimy do kolejnych miejsc, jak częściowo zatopione miasto, czy spowite burzą ruiny. Ogromne wrażenie robi wspomniana już gra świateł i cieni. Nie tylko w trakcie zagadek. W Rime mamy do czynienia z dynamicznie zmieniającymi się porami dnia. Słońce i księżyc toczą tu nieustanną pogoń po sklepieniu. Ku uciesze naszych oczu. Płynne przejście z jasnego i żywego popołudnia w ciepły wieczór przykrywający świat gry fioletem to prawdziwa uczta dla oka. Szkoda tylko, że okupiona częstymi spadkami płynności.

Czasami robi się naprawdę niebezpiecznie

Niestety, to główna bolączka Rime - gra nie trzyma płynności nawet na stosunkowo mocnym sprzęcie (i7-7700k, GTX970, 16GB RAM), potrafiąc chrupać nawet na średnich ustawieniach. Niestety, problem dotyczy również konsolowych wersji, gdzie spadki również są widoczne.

Mniej szkody wyprawia oprawa audio. Grający w tle ambient, przechodzący w żywsze melodie w ważniejszych momentach gry sprawdza się idealnie. Podobnie, jak głos głównego bohatera. Ten co prawda od początku gry nic nie mówi, ale krzyczy, nuci melodie, a momentami nawet szlocha. I chociaż to wszystko detale, nie zostały przez twórców pokpione.

Przeżyj

Rime to podróż. Rime to przygoda. Odpowiednio długa, zapadająca w pamięć i bezsprzecznie warta przeżycia. W ostatnim czasie nawet The Last Guardian nie zatrzymał mnie przy ekranie na tak długo, jak dzieło Tequila Games.

Nie ukrywam, że gry logiczne to jeden z moich ulubionych gatunków, ale tak jak potrafię docenić w nim dobre produkcje, tak bez wahania krytykuję te gorsze. W Rime nie ma w zasadzie czego krytykować. Prócz problemów z utrzymaniem płynności nie ma tu żadnych większych mankamentów. Mógłbym ponarzekać na przykład na niespodziewane ruchy kamery w kilku momentach, ale ani razu przez to nie zginąłem, ani nie przegapiłem jakiegoś ważnego elementu.

Kim jest ta tajemnicza postać w oddali? Nie mogę powiedzieć...

Dla fanów dzieł Team Ico, zagadek z The Legend of Zelda, czy klimatu Journey to must-have. Dla pozostałych graczy bardzo poważna opcja do rozważenia. Bez frustracji i nerwów, za to ze świetną oprawą i dobrze opowiedzianą historią, która w żadnym momencie nie jest oczywista. Oby więcej takich gier.

O autorze:

Klasycznie rzuciliśmy także okiem na ceny Rime w polskich sklepach. Najtańsze oferty prezentują się następująco:

Wersja na PC:

Wersja na PS4:

Wersja na Xbox One: