Chciałoby się rzecz "w końcu". Jako fanowi drugowojennych shooterów, wychowanemu na pierwszym Medal of Honor, czy później Battlefieldzie 1942 i Call of Duty, gier (quasi)historycznych zwyczajnie mi brakowało. Zwłaszcza z nadejściem mody na coraz to dalsze zapuszczanie się w klimaty science-fiction.

Nie powiem, że EA mnie nie zaskoczyło, bo do samego końca nie wierzyłem w plotki, że nowy Battlefield cofnie nas w czasie. Zwłaszcza, że w plotkach mówiło się nie o drugiej, ale o pierwszej wojnie światowej. Przecież to znacznie mniej wdzięczny temat do tworzenia gry, prawda? No i właśnie okazało się, że wcale nie.

Największe obawy przed EA Play miałem wobec klimatu całej gry. Zwiastun zdawał się momentami wręcz pastelowy. I tutaj dobra nowina, ba - wspaniała. Od pierwszych chwil zabawy na mapie rozgrywającej się w północnej Francji, czuć, że to jest wojna. Ryk silników prymitywnych czołgów jest przerażający. Ślizgające się na błocie gąsienice rozchlapują wodę. W pierwszych chwilach widzi się głównie brud. Głowę trzymam nisko z obawy przed wrogim snajperem. Szybko jednak okazuje się, że to zły pomysł. Nad głową przelatuje bowiem bombowiec. Z umieszczonych na nim karabinów maszynowych dwóch graczy przeciwnika próbuje trafić w biegające kilkadziesiąt metrów poniżej ruchome cele.

Wielkie, prymitywne i trochę przerażające - takie właśnie są pojazdy z Battlefield 1

Ucieczka do pobliskiej kamienicy zdaje się dobrym rozwiązaniem. Do czasu, gdy jedna z upuszczonych przez samolot bomb rozrywa ścianę budynku, a w oddali widzę już pojazd pancerny wroga, zmierzający dokładnie na moją pozycję. Wzrokiem szukam pozostałych przy życiu członków mojego oddziału. Nie widzę ich jednak, muszą być więc za mną. Jednak w momencie, w którym się odwracam, ginę. Toporek wbity wprost w plecy to cichy i skuteczny sposób eliminacji. Zwłaszcza, że w obliczu lecących nad głową samolotów i ryczących wokół czołgów, uzbrojony w broń białą piechur zdaje się być zagrożeniem tak niewielkim, że przez chwilę zapominamy, że może nas zabić.

To tylko jedna z akcji w meczu, które na EA Play udało nam się zagrać w potężnej, sześćdziesięcioczteroosobowej bitwie. Podobnych było naprawdę wiele. Oczywiście, nie jest to tak skondensowane doznanie, jak w przypadku oglądanych zwiastunów, ale naprawdę jest to jedna z produkcji, która pod względem akcji bardzo zbliża się do materiałów pokazowych. Z drugiej strony może to być spowodowane po części ogólnym chaosem, jaki towarzyszył rozgrywce nowych graczy w obrębie tego tytułu.

Podobnie jak w poprzednich Battlefieldach, przechadzka po otwartym terenie może oznaczać szybki zgon
Podobnie jak w poprzednich Battlefieldach, przechadzka po otwartym terenie może oznaczać szybki zgon

Cieszy, że DICE wyciągnęło wnioski z Battlefronta. Battlefield 1 to wciąż tytuł oparty na dokładnie tych samych schematach (dublują się nawet elementy interfejsu), ale nawet w ciągu tych kilku chwil jestem w stanie wymienić kilka rzeczy, które uległy poprawie. Po pierwsze - interaktywne otoczenie. Czołgiem możemy przejechać przez budynek. Dosłownie. Tak, dokładnie tak, jak miało to miejsce w Bad Company 2. Tylko nieco ładniej. Fizyka zniszczeń nie jest jeszcze wiernym odbiciem rzeczywistości, ale to bez wątpienia krok w dobrą stronę. Z dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć, że większość fanów Battlefielda wolałaby poświęcić nieco z oprawy właśnie na rzecz dopracowanej fizyki zniszczeń.

Zmienne warunki pogodowe mają istotny wpływ na otoczenie

Kolejna sprawa dotyczy już stricte samej mechaniki prowadzenia rozgrywki. Nie wracają dziwne power-upy porozrzucane po mapie. Na wieść o pojawieniu się czołgów i samolotów miałem ogromne obawy, że DICE postanowi pociągnąć ten "wspaniały" pomysł i kwestię dosiadania maszyn rozwiązać w podobny sposób. Nic podobnego. Zasada "kto pierwszy ten lepszy" wraca do gry. Każda z drużyn ma określoną liczbę maszyn, które może wykorzystać. Na początku gry, a później podczas respawnu, możemy z nich skorzystać, porzucając dotychczasową klasę postaci i zasiąść do którejś z maszyn. Ich pula z czasem się odnawia. Jeśli więc na początku spóźnisz się z wyborem swojej ulubionej maszyny, w późniejszych etapach wciąż będziesz miał na to szanse.

To nadal olbrzymie, otwarte pole walki, więc zagłada może nadejść z każdej strony
To nadal olbrzymie, otwarte pole walki, więc zagłada może nadejść z każdej strony

Klasy postaci to też klasyka gatunku. Szturmowiec, medyk, wsparcie i snajper. Chyba nie muszę tłumaczyć ich zadań. Wybór wyposażenia również nie wprowadza żadnych udziwnień. Sześć slotów, w które pakujemy odblokowane wyposażenie. Broń główna, poboczna, gadżety, granaty. Warto docenić zwłaszcza te ostatnie. Nie tylko mocno ranią piechotę, ale zadają spore obrażenia pojazdom, a także mogę nam - dzięki destrukcji otoczenia - otworzyć nowe przejście.

Spora część obaw po pierwszych chwilach zabawy dotyczyła zbalansowania na linii piechota-pojazdy. Miałem lekkie zastrzeżenia do tego elementu w przypadku Battlefield 3, ale wystarczy spędzić chwilę, by uświadomić sobie jedno - pojazdy pierwszej wojny światowej to złom. Dosłownie. Zlepione z blachy i wyposażone w niewielkie silniki pojazdy pancerne niemal rozpadają się od granatów, a samoloty wykonane były chyba z papieru. Nie jest to oczywiście wada, a historyczna dokładność, bo tak rzeczywiście było. Zmartwienia o balansie zdecydowanie przycichły, gdy udało mi się z pomocą podstawowego karabinu zestrzelić wrogi samolot.

Co ciekawe, fizyka zniszczeń odnosi się także do pojazdów. Twórcy zarzekają się, że każda dziurka przestrzelona w skrzydle samolotu będzie miała wpływ na jego zdolności manewrowania, a w skrajnych przypadkach także unoszenia się nad ziemią. I wszystko wskazuje na to, że tak jest w rzeczy samej, chociaż podejrzewam, że steruje tym jakiś algorytm przekładający ilość dziur na ogólną sprawność pojazdu, niźli symulujący na bieżąco aerodynamikę poszatkowanych skrzydeł.

Interefejs doczekał się kilku zmian, ale fani Battlefielda szybko się w nim odnajdą
Interefejs doczekał się kilku zmian, ale fani Battlefielda szybko się w nim odnajdą

Jednym z kluczowych dla DICE i EA "ficzerów" Battlefielda 1 są na pewno zmienne warunki pogodowe. Raz na jakiś czas losowana jest zmiana pogody. Możemy więc zacząć w słońcu, a skończyć w ulewnym deszczu, co też ma wpływ na otoczenie (o ślizgających się gąsienicach wszak już pisałem). Kapitalnie wygląda mgła i znacząco zmienia sposób prowadzenia gry. W gęstej mgle znacznie lepiej od strzelania na oślep sprawdza się walka bagnetem - szarża gdy tylko wróg wyłoni się z mgły może być znacznie szybsza niż jego reakcja i próba oddania strzału. We mgle swoją przydatność tracą też czołgi i bombowce. Oby tylko nie przesadzono z ilością takich zmian pogody. Jedna w połowie meczu w zupełności wystarczy.

Wielu rzeczy w Battlefield 1 jeszcze nie widziałem. Nieco ponad kwadrans spędzony przy komputerze z grą to za mało, by wydawać ostateczne oceny. Niemniej jednak spędziłem czas przy bardzo dobrym tytule. Nie chcę mówić, że oto najlepszy Battlefield od czasów Bad Company 2, ale DICE ma szanse to osiągnąć. Zwłaszcza, że gra już teraz wygląda i działa bardzo dobrze. Pojawiają się oczywiście błędy (znikające tekstury, problemy z detekcją kolizji), ale do premiery zostało jeszcze sporo czasu. Martwi jedynie doświadczenie przeszłości - pamiętamy wszak, jak po premierze zachowywał się Battlefield 4, czy Hardline. Jeżeli tylko uda się nad tym zapanować, koniec roku może należeć do Battlefielda.