Dwie godziny, jedna misja z kampanii, cztery cele do zlikwidowania, kilka zadań pobocznych - oto, co postawili przede mną przedstawiciele Cenegi, polskiego dystrybutora Sniper Elite 4. Pierwsze chwile w grze to swoisty tutorial, który wymusza na tobie, byś raz się wspiął, dwa razy skoczył, a potem jeszcze schylił, by przejść przez dziurę w murze. Ważne, że po tym wszystkim niemal od razu znajdujemy pierwsze stanowisko snajperskie, z którego mamy ładny widok na jedną trzecią mapy. Idealnie, by wprawić się w strzelaniu i przekonać się, że wybuch baku paliwa w ciężarówce nie ma wystarczającej mocy, by zabić Niemca, gdy ten stoi kilka metrów od niej. Cenna wskazówka - lepiej walić bezpośrednio.

Snajperem być

Czym w ogóle Sniper Elite jest? To trzecioosobowy shooter nastawiony na zabawę w cichego zabójcę. Mamy bowiem do dyspozycji paletę karabinów wyborowych, jak i pistolety z tłumikiem, czy nóż do cichej eliminacji zza pleców. A przynajmniej w teorii to zabawa po cichu, bowiem nic nie stoi na przeszkodzie, by wbiec w środek zamieszania z pistoletem maszynowym i odsyłać wrogów do piachu seriami. I, niestety, tak jest szybciej i łatwiej.

Na szczęście, za właściwe użycie "snajperki", strzały z ukrycia, oznaczanie wrogów i wstrzymywanie oddechu dostaniemy znacznie więcej punktów doświadczenia. Może więc domorośli snajperzy nie będą żałować tego, że gra zajmuje im trzykrotnie więcej czasu, niż kolegom, którzy do dziś w sercu mają filmy o Johnie Rambo.

Oczywiście najlepszą zabawą w przypadku całej serii Sniper Elite jest wykańczanie wrogów precyzyjnymi strzałami, zakończonymi tak zwanym x-rayem, podobnym do tego, co oferuje seria Mortal Kombat. Strzał w oko, szczękę, płuco, serce, nerkę, czy nawet… genitalia… jest często uwieńczony właśnie takim widowiskowym spowolnieniem ze zbliżonego ujęcia.

Problem jest jednak i tutaj, bowiem… to nic nowego. Nie dość, że w zasadzie od drugiej odsłony w aspekcie tego rozpoznawczego dla serii motywu, nic się nie zmieniło, to Sniper Elite 4 niemal niczym nie róźni się od trójki. Bez okularów i przy mniejszym ekranie nie byłbym wstanie powiedzieć, w którą z odsłon właściwie grałem. I chociaż o Sniper Elite 3 wiele złego nie powiem, o tyle czwórce wtórność trzeba już po prostu wyrzucić. Chociaż na razie nie z pełną mocą, bowiem całej gry nie widziałem. Zwłaszcza, że w dniu premiery czekać na nas będzie jeszcze koopowa kampania i tryb sarwajwal, co może dodać grze kilka oczek przy ocenie.

Mieszane uczucia

I chociaż wydźwięk moich słów do tej pory może na to nie wskazywać, przy Sniper Elite 4 przez te dwie godziny bawiłem się naprawdę dobrze. Dwukrotna szansa przejścia jednej misji pozwalała sprawdzić zupełnie inne taktyki, jak chociażby zestrzelenie głównego celu niemal z samego początku mapy. Wystarczyło trochę cierpliwości i wiedza, gdzie patrzeć. Na mapie, chociaż nie większej, niż widzieliśmy w poprzedniej odsłonie, działo się sporo. Dużo celów pobocznych, ciekawe uformowanie terenu i kilka nieoczywistych przejść sprawiły, że w głowie same rodziły się pomysły na kolejne scenariusze rozegrania tej samej misji.

Największe uwagi w stosunku do Sniper Elite 4 wywołuje na ten moment Sztuczna Inteligencja i bardzo obawiam się, że wiele w tym aspekcie do premiery się nie zmieni. Czasami wrogowie nie widzą nas z kilku metrów, innym razem po wystrzale z połowy kilometra dokładnie wiedzą gdzie stoimy. Różnie reagują też na umierających wokół towarzyszy, czy pozostawione po nich zwłoki. Zdaje się, że to jakaś choroba gier snajperskich, ale rozwiązanie jest jedno - zlikwidować wszystkich, zanim w ogóle będą mieli szansę się swoją "inteligencją" wykazać.

Premiera Sniper Elite 4 w Walentynki, 14 lutego. W sam raz by trafić w czyjeś serce. Dosłownie.