Zanim wybierzemy się do Rio, może przypomnijmy sobie, co ledwie dwa lata temu działo się u nas, w kraju. Właśnie wtedy, z okazji zbliżających się wielkimi krokami Mistrzostw Europy w piłce nożnej, Electronic Arts popełniło UEFA Euro 2012 Poland-Ukraine. Gniot jakich mało. Klątwa beznadziejności, która zawisła nad tym tytułem była na tyle silna, że dotknęła naszych prawdziwych kopaczy. Biedni piłkarze - owładnięci tajemniczą, niezbadaną, ale z pewnością czarną magią - nie mieli innego wyjścia, jak skopać całą sprawę w sposób iście koncertowy. Bo przecież wszyscy wiemy, jak to się skończyło: Polska, jeden z gospodarzy całej tej fety, nie zdołała wyjść z najłatwiejszej grupy. Czyli trochę tak, jakby zrobić świetną domówkę i z niewiadomych przyczyn opuścić imprezę jeszcze przed godziną 19:00. W tym roku, przy okazji Mistrzostw Świata w Brazylii, wstydu już się nie najemy. Polegliśmy w przedbiegach, a konkretnie - w eliminacjach.

Ale Mundial to wciąż ogromne emocje i nawet jeśli nasze "perełki" nie będą spacerować po murawie, raczej ciężko będzie wskazać kogoś, kto przynajmniej nie obejrzy jednego, dwóch, ewentualnie siedmiu meczy. Takie coś dzieje się tylko raz na cztery lata. Electronic Arts zwęszyło w tym niezły biznes i już za moment na sklepowe półki trafi 2014 FIFA World Cup Brazil. Bezczelny skok na kasę? Gdy się stoi z boku, to może i tak, ale wystarczy nieco wgryźć się w temat i sytuacja zdaje się rysować odrobinę inaczej. Do tej pory było tak, że wszelkie "okolicznościowe" odsłony FIFA omijałem szerokim łukiem, ale po ograniu FWCB sam już nie wiem co mam myśleć. To chyba dlatego, że tym razem "Elektronikom" naprawdę się udało. Zaszczepili we mnie mundialowego bakcyla i teraz już wiem, że czerwiec zejdzie mi z pilotem w jednej ręce i kubełkiem prażonej kukurydzy w drugiej.

Pierwszą rzeczą, za którą należą się niemałe brawa jest oddanie atmosfery całej imprezy. Bo 2014 FIFA World Cup Brazil to nie tylko brazylijskie nakładki na menusy. Twórcy zadbali o to, żeby gracz przez cały czas wiedział gdzie jest i o co walczy. To największa piłkarska impreza i jest to odpowiednio podkreślane na każdym kroku. Rozpoczynam pierwszy mecz w ramach Mistrzostw Świata i co? Moim oczom ukazuje się fikuśna animacja rodem z "Gry o Tron", będąca nienachalną wizytówką miasta i stadionu, na którym już za moment rozegra się spotkanie. Jaskrawe kolory, jakiś tukan, palmy i żar wylewający się z ekranu - jedną nogą jestem już w Brazylii, a to dopiero początek. Zaraz potem, z lotu ptaka oglądam cały obiekt, widzę gromadzącą się wokół niego publikę i po chwili jestem już w środku. Piłkarze obu drużyn witają się ze sobą, dziennikarze wszędzie wciskają swoje kamery, w powietrzu gromadzi się konfetti, a trybuny szaleją. Jeszcze tylko hymny obu drużyn i jedziemy z tematem.

Gram Polską (no co, wirtual rządzi się własnymi prawami!), więc mniej więcej połowa stadionu mieni się czerwono-białymi barwami. Są pomysłowo odziani kibice, flagi i transparenty. Czytam pierwsze z brzegu i za chwilę na twarzy pojawia się banan: "Polska", "Biało-czerwoni", "Lewandowski". Niby nic, ale czuję, że nie mogę zawieźć wirtualnych fanów. Podczas gry jest tego jeszcze więcej. Piłkarz nie trafił w bramkę? Kamerzysta zaraz znajdzie grupkę jęczących kibiców, a na dokładkę pokaże zniesmaczonego trenera. Oj, tu się chyba troszkę zagalopowałem, bo choćbyśmy doszli do finału i skopali tam reprezentację Hiszpanii 10:0, to wirtualnego Nawałki nie zobaczymy. Gdybyśmy grali Niemcami, Portugalią czy innymi drużynami z wyższej półki, to sytuacja wyglądałaby odrobinę inaczej. Zresztą z tymi kibicami też bywa różnie. Po kilku meczach odnotowujemy dokładnie te same reakcje, a pani, która jeszcze kilka rozgrywek wcześniej kibicowała Lewandowskiemu, teraz ma o wiele ciemniejszą karnację i trzyma z Kamerunem. Mimo wszystko klimacik jest.

2014 FIFA World Cup Brazil to przede wszystkim świetne wykorzystanie licencji. Niby Polski nie ma oficjalnie na turnieju, ale stroje są jak najbardziej aktualne, podobnie zresztą jak nazwiska piłkarzy i aktualny skład drużyny. I nawet to nieszczęsne logo PZPN pojawia się tam, gdzie powinno. Podobnie to wygląda u pozostałych ekip, które nie straszą już nieistniejącymi piłkarzami, poprzekręcanymi nazwiskami i nieoficjalnymi strojami, szytymi przez babcię Urszulę spod trójki. Aż chciałoby się, żeby buźki piłkarzy zyskały więcej detali i bardziej przypominały żywe odpowiedniki, ale najwyraźniej nie można mieć wszystkiego. "Trójkę z Borussi" rozpoznacie bez problemu, podobnie zresztą jak paru innych piłkarzy, ale reszta wypada już odrobinę zbyt "defaultowo". Czyli w zasadzie tak, jak w przypadku FIFA 14. Większych różnic nie stwierdziłem, ale że tam tragedii nie było, tutaj też jej nie ma.



Może nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale ta gra jest diabelsko szybka, a co za tym idzie - odrobinę bardziej widowiskowa od "czternastki". Nie oznacza to jednak, że grający w FIFA 14 poczują nie wiadomo jaką różnicę. Grze wciąż bliżej do current-genowej 14, niż tej next-genowej. Tyle że z jakichś przyczyn piłka fruwa z jednej połowy boiska na drugą i w momencie, gdy spotykają się dwaj nieco bardziej wprawieni gracze, należy być przygotowanym na iście hokejowe wyniki. 2014 FIFA World Cup Brazil to taki pinball wśród wirtualnych piłek - gra z pewnością premiuje zręczność i proponuje bardziej arcade'owe podejście do tematu. Tempo, tempo i jeszcze raz tempo. Niby tytuł skierowany jest do "niedzielniaków", którzy nie biegną co roku po kolejne, standardowe odsłony serii FIFA, ale proponuję eksperyment: niech jedna osoba gra przez rok w 2014 FWCP, a druga w FIFA 14. Potem niech nastąpi pojedynek i jestem niezwykle ciekaw, kto wyjdzie z niego zwycięsko. Ja stawiam, że zatriumfuje ten pierwszy. Jest widowiskowo, piłki lecą jak komety, a w grze jest jakby odrobinę większy element losowy. W FIFA 14 często już przed oddaniem strzału wiem, jaki będzie rezultat, a tutaj? Jedna wielka niewiadoma. Dodajmy do tego parę nowych animacji, jak np. kolizje zawodników, niespodziewane wywrotki i nietypowe przyjęcia piłki, a będziemy w domu.

2014 FIFA World Cup Brazil proponuje kilka odmiennych trybów rozgrywki, ale większego zaskoczenia nie ma. Oprócz standardowego trybu mundialowego, gdzie zaczynamy od grup i robimy wszystko, by przedrzeć się do finału, jest jeszcze pełna droga do Mistrzostw - z uwzględnieniem meczów towarzyskich i innych wydarzeń, rozgrywanych jeszcze na kilka lat przed główną imprezą w Brazylii. Zarówno w jednym, jak i drugim trybie występują wypełniacze, jak np. treningi. Całość nie odbiega od tego, przez co trzeba przejść na chwilę przed meczem - slalom z tyczkami, trening strzelecki i tym podobne atrakcje. Jedni mogą to uznać za fajne budowanie klimatu, inni - za coś absolutnie zbędnego. Tym bardziej, że za żadne skarby nie da się tego pominąć, a "performance" piłkarzy na treningu ma wpływ na ich rozwój w trakcie turnieju. Inne tryby są nieco mniej spektakularne, ale jak najbardziej sprawdzają się jako ciekawostka. W Story Finals mamy możliwość odtworzenia historycznych meczy i odwrócenia biegu wydarzeń, zaś w Captain Your Country wcielamy się w jednego zawodnika (tworzymy lub wybieramy już istniejącego) i prowadzimy go przez Mundial. W praktyce wygląda to trochę mało atrakcyjnie, kamera podczas meczy wariuje, ale gdy gra się na kanapie z kolegami, to jest lepiej.

Szukam jakiegoś synonimu dla 2014 FIFA World Cup Brazil, ale "nakładka na FIFA 14" jakoś mi nie pasuje. Wydaje się nawet odrobinę krzywdząca, bo brzmi jak coś, co stworzono na kolanie. Coś, co wymagało minimalnych nakładów pracy. A jednak grając w "mundialówkę" od EA nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że wszystko działa jak należy. Że trybiki wypolerowano jak trzeba i teraz hulają jak ta lala. Mimo nieco bardziej widowiskowego, zręcznościowego podejścia do rozgrywki, grze wciąż bardzo blisko do FIFA 14, ale otoczka największego piłkarskiego święta spełnia swoje zadanie. Dodajmy do tego świetnie wykorzystanie licencji, dużo mundialowych smaczków (jestem dużym fanem audycji radiowych, w których para ekspertów komentuje stadionowe wydarzenia), a przepis na solidny sportowy tytuł mamy opracowany. Plama po tragicznym, niedopracowanym i bolesnym w odbiorze UEFA Euro 2012 Poland-Ukraine została właśnie zmazana. To co, Electronic Arts? Poproszę równie udaną odsłonę za cztery lata. Oj, zaraz, zaraz, przecież Mistrzostwa Europy są jeszcze wcześniej, bo za dwa. Dacie radę? Może tym razem już na next-geny?